Wszystkim odwiedzającym naszego bloga:
A także dobrej zabawy przy lepieniu bałwana na Święta! ;)
Zdjęcie oczywiście zeszłoroczne, u nas w Poznaniu od rana pada śnieg. 8)
piątek, 29 marca 2013
piątek, 22 marca 2013
Początki przygody z frisbee :)
Wracając z DCDC ze swoim pierwszym dyskiem i poradnikiem ,,DOGadaj się" wiedziałam o nauce frisbee tylko tyle, ile było tam napisane, czyli... żeby dużo się z psem szarpać i że nie można mu od razu rzucać długich backhandów,oczekiwać, że będzie łapał je w locie ;) Czyli prawie nic :D Po wręczeniu Luniakowi zabawki, okazało się, że od razu chętnie bierze ją do pyska i nie oporów przed łapaniem dekla. Kupowałam jej przecież najróżniejsze piłeczki, pluszowe czy gumowe kostki i ringa dla psów, była więc przyzwyczajona do różnych kształtów zabawek. Po kilku dniach bardzo się w to wkręciłyśmy (a szczególnie ja ;) ) i zaczęłam przeszukiwać najróżniejsze strony poświęcone temu sportowi, skierowane dla początkujących. Na podstawie zdobytych doświadczeń i obserwacji, chciałabym opisać więc sama proces wprowadzania psa w świat dogfrisbee...
Przede wszystkim musimy pamiętać o zakupie odpowiedniego dysku. Należy kupić go w dobrym sklepie internetowym, sprzedającym dyski dla psów. Ludzkie frisbee mogą okazać się niebezpieczne, przede wszystkim z powodu ostrych zadziorów, tworzących się w miejscach przegryzionych przez psiaka. Dyski psie wykonane są z innego materiału, a na pocieszenie mogę powiedzieć, że są uznawane za bardzo dobre i kupowane także przez zawodników zwykłego frisbee ;)
Oczywiście pierwszy dysk powinien być miękki. My zaczęłyśmy od modelu Fastback Flex, czyli mniej wytrzymałej wersji zwykłego Fastbacka. Niestety Luniakowe szczęki bardzo szybko się z nim rozprawiły, ale właśnie takie delikatne (a nawet bardziej) dekielki są dobre na początek. Jeśli mamy psa bardzo nakręconego, który morduje kupowane dotychczas talerzyki, możemy zainwestować w bardziej wytrzymałe modele, których na rynku nie brakuje. Do tych najwytrzymalszych należą np.: Eurablendy i Jawzy (te drugie dostępne są także w wersji dla mniejszych psiaków), musimy się jednak liczyć z tym, że wraz z wytrzymałością wzrasta cena dysku. ;)
Gdy mamy odpowiednie frisbee należy... nie, nie bawić się z psem, ale nauczyć się prawidłowo rzucać. ;) Żeby zacząć wspólną zabawę, musimy opanować rzucanie floatera, backhanda i rollera. Zajmie to trochę czasu, podczas którego nie powinniśmy pokazywać zabawki psiakowi, można go jednak wykorzystać na zbudowanie w psu przekonania, że zabawa z opiekunem jest wspaniała! W tym celu należy bawić się z pupilem szarpakami, piłeczkami na sznurku lub bez, nawet starym ręcznikiem. Dużo go chwalić, mówić radosnym głosem, bardzo dużo szarpać się, udając walkę. Pamiętajmy tylko, że ze szczeniakami musimy przeciągać się zabawką bardzo delikatnie. Właśnie na tym etapie dobrze jest wprowadzić komendę na puszczanie, pamiętając jednak by pozwalać co jakiś czas psiakowi wygrać. To zbuduje jego pewność siebie i nie zniechęci do wspólnych zabaw. Oczywiście, powinniśmy przerwać zabawę w najlepszym jej momencie. Kiedyś pisałam już coś na temat nakręcania. ;) Najlepiej już wtedy nauczyć aportowania, pamiętając, że w tym celu najlepiej samemu uciekać przed psem trzymającym zabawkę, wołając radosnym głosem i nagradzając każde przyniesienie zdobyczy szarpaniem się. :) Odebranie jej psu zaraz po jej przyniesieniu podczas początków wspólnej pracy, może trwale zburzyć jego zaufanie do przewodnika i spowodować, że więcej jej nam nie zaaportuje.
Gdy umiemy dobrze rzucać, a nasz pies uwielbia zabawę z nami i cieszy się na widok trzymanej przez nas zabawki, można pokazać mu frisbee. Zachęcając do szarpania, najlepiej płasko turlać po ziemi spodem do góry i uciekać z deklem tuż przy podłożu, głośno chwaląc psa za zainteresowanie płaskim przedmiotem i szarpanie. Gdy nasz psiak ma problemy z motywacją i spodoba mu się ta zabawa, należy szybko ją przerwać i schować frisbee poza jego zasięgiem. Za jakiś czas zrobić to samo, stopniowo przedłużając sesję.
Następnie można przejść do rzucania rollerów (dysk toczący się brzegiem po ziemi), dbając o to, by leciały prosto i zakręcały najwyżej pod sam koniec. Każdy aport powinniśmy nagradzać zabawą w przeciąganie. Wszelkie gonitwy za psem i okazywanie frustracji tylko popsuje wspólną relację. Można wymieniać dyski szarpiąc się na zmianę jednym i drugim czy rzucając nimi rollery oraz nauczyć psa obiegania przewodnika, dzięki czemu w momencie wyrzutu będzie już rozpędzony- znacznie zwiększy to szanse na złapanie frisbee w locie.
By nauczyć psiaka obiegania, powinniśmy zachęcić go do podążania za dyskiem trzymanym w ręce, po czym wykonać ruch za siebie i szybko przenieść rękę z dyskiem na swoją drugą stronę tak, by pies przebiegł za naszymi plecami i dopadł zabawkę. Oczywiście nagradzamy to solidną dawką szarpania. ;) Gdy psiak opanuje ten manewr można po obiegnięciu podrzucać floatery, będące dla niego łatwym łupem. Musimy uważać, aby nie wyrzucać frisbee prosto w psa, lecz odpowiednio przed nim, ponieważ to ułatwi mu złapanie zabawki. Duża większość niepowodzeń wynika ze złego rzutu, jeśli zrobimy to umiejętnie pies sobie poradzi. ;) Następnie można uciekać z frisbee w ręce naśladując lot dysku nad ziemią. Najpierw dawać zabawkę wprost z ręki, później lekko go wyrzucając, a na koniec wyrzucać coraz dłuższe backhandy. Oczywiście nadal obowiązuje zasada przerywania w najlepszym momencie zabawy, nagradzania szarpaniem i pamiętania o tym, że to tylko zabawa. :)
Pamiętajmy o tym, że dogfrisbee jest dla każdego psa bardzo męczące, dlatego treningi powinny trwać dość krótko, zależnie od potrzeb naszego pupila. Trenować należy na odpowiednim podłożu, czyli np. na trawie, beton jest zdecydowanie za twardy i może stanowić zagrożenia dla psich stawów. Najlepiej upewnijmy się też, czy nie ma tam dużo kamieni ani szkła, choć takich rzeczy nie da się całkowicie uniknąć. By zmniejszyć ryzyko kontuzji powinniśmy wykonywać najpierw rozgrzewkę, najlepiej przebiec się z psem truchtem, wykonać sztuczki rozciągające, takie jak slalom między nogami, obroty, "a kuku", stanie na udzie itp. :)
Tak mniej więcej postępowałam z Luną, myślę więc, że jest to skuteczna metoda. Przede wszystkim musimy mieć na uwadze dobro czworonoga i nie nakładać na niego presji. Treningi powinny być dopasowane do postępów, które czyni pies i nie ma powodów, by się z tym spieszyć, a niektóre mogą mieć z czymś problemy i woleć inne sposoby nauki- czasami trzeba pokombinować ;)
Życzymy powodzenia i pozdrawiamy- Estera i Luna!
Przede wszystkim musimy pamiętać o zakupie odpowiedniego dysku. Należy kupić go w dobrym sklepie internetowym, sprzedającym dyski dla psów. Ludzkie frisbee mogą okazać się niebezpieczne, przede wszystkim z powodu ostrych zadziorów, tworzących się w miejscach przegryzionych przez psiaka. Dyski psie wykonane są z innego materiału, a na pocieszenie mogę powiedzieć, że są uznawane za bardzo dobre i kupowane także przez zawodników zwykłego frisbee ;)
Oczywiście pierwszy dysk powinien być miękki. My zaczęłyśmy od modelu Fastback Flex, czyli mniej wytrzymałej wersji zwykłego Fastbacka. Niestety Luniakowe szczęki bardzo szybko się z nim rozprawiły, ale właśnie takie delikatne (a nawet bardziej) dekielki są dobre na początek. Jeśli mamy psa bardzo nakręconego, który morduje kupowane dotychczas talerzyki, możemy zainwestować w bardziej wytrzymałe modele, których na rynku nie brakuje. Do tych najwytrzymalszych należą np.: Eurablendy i Jawzy (te drugie dostępne są także w wersji dla mniejszych psiaków), musimy się jednak liczyć z tym, że wraz z wytrzymałością wzrasta cena dysku. ;)
Eurablend |
Leg vault, czyli odbicie od nogi |
Roller :) |
By nauczyć psiaka obiegania, powinniśmy zachęcić go do podążania za dyskiem trzymanym w ręce, po czym wykonać ruch za siebie i szybko przenieść rękę z dyskiem na swoją drugą stronę tak, by pies przebiegł za naszymi plecami i dopadł zabawkę. Oczywiście nagradzamy to solidną dawką szarpania. ;) Gdy psiak opanuje ten manewr można po obiegnięciu podrzucać floatery, będące dla niego łatwym łupem. Musimy uważać, aby nie wyrzucać frisbee prosto w psa, lecz odpowiednio przed nim, ponieważ to ułatwi mu złapanie zabawki. Duża większość niepowodzeń wynika ze złego rzutu, jeśli zrobimy to umiejętnie pies sobie poradzi. ;) Następnie można uciekać z frisbee w ręce naśladując lot dysku nad ziemią. Najpierw dawać zabawkę wprost z ręki, później lekko go wyrzucając, a na koniec wyrzucać coraz dłuższe backhandy. Oczywiście nadal obowiązuje zasada przerywania w najlepszym momencie zabawy, nagradzania szarpaniem i pamiętania o tym, że to tylko zabawa. :)
Pamiętajmy o tym, że dogfrisbee jest dla każdego psa bardzo męczące, dlatego treningi powinny trwać dość krótko, zależnie od potrzeb naszego pupila. Trenować należy na odpowiednim podłożu, czyli np. na trawie, beton jest zdecydowanie za twardy i może stanowić zagrożenia dla psich stawów. Najlepiej upewnijmy się też, czy nie ma tam dużo kamieni ani szkła, choć takich rzeczy nie da się całkowicie uniknąć. By zmniejszyć ryzyko kontuzji powinniśmy wykonywać najpierw rozgrzewkę, najlepiej przebiec się z psem truchtem, wykonać sztuczki rozciągające, takie jak slalom między nogami, obroty, "a kuku", stanie na udzie itp. :)
Tak mniej więcej postępowałam z Luną, myślę więc, że jest to skuteczna metoda. Przede wszystkim musimy mieć na uwadze dobro czworonoga i nie nakładać na niego presji. Treningi powinny być dopasowane do postępów, które czyni pies i nie ma powodów, by się z tym spieszyć, a niektóre mogą mieć z czymś problemy i woleć inne sposoby nauki- czasami trzeba pokombinować ;)
Życzymy powodzenia i pozdrawiamy- Estera i Luna!
niedziela, 17 marca 2013
Seminarium z Patrycją Kowalczyk i trochę smutnych wiadomości...
Przepraszam Was bardzo, że tak długo się nie odzywałam, ale straszny nawał sprawdzianów i innych ,,atrakcji" zorganizowanych przez system edukacji spowodował, że na nic prawie nie miałam czasu. Z wyjątkiem oczywiście codziennych, długich spacerów i treningów frisbee z Luną. Blogowanie niestety poszło w odstawkę. Mam ogromne zaległości w relacjonowaniu tego, co się u nas działo, lecz najpierw muszę napisać o nagłym zdarzeniu, które samo w sobie nie jest jakoś skrajnie tragiczne, lecz może mieć dla nas okropne konsekwencje. W poniedziałek, gdy ja byłam w szkole, a zima postanowiła zaatakować ze zdwojoną siłą, moja mama poszła z Luną na poranny spacer na pobliskie pola (pola w maju), by Luneczka mogła się wybiegać. Radosna, szczęśliwa i podekscytowana ochoczo penetrowała krzaki i śnieżne zaspy. Jednak w pewnym momencie wybiegła z gąszczu z podkurczoną łapą, od stawu skokowego, niemal całą we krwi... Musiała nabić się na coś bardzo ostrego,być może pozostawione tam szkło... Rana nie była rozległa, lecz bardzo głęboka. Niemalże w panice, moja mama wracała pędem do domu z broczącym krwią psem. Krwotoku nie można było zatamować. Klatka schodowa, winda i mieszkanie wyglądały makabrycznie... Na całe szczęście znalazł się taksówkarz, który zgodził się przewieźć Lunkę, z prowizorycznym opatrunkiem na łapie, do weta, gdzie przeprowadzono szycie. Okazało się też, jak głęboka jest rana. Wyszło na jaw, że sucz ma zdartą okostną i uszkodzone zostało... ścięgno. W najgorszym wypadku może to zakończyć wszelkie sportowe podrygi Luny.
Na szczęście uraz goi się bardzo szybko, po dwóch wizytach kontrolnych u weterynarza dostaliśmy zapas środków przeciwbólowych oraz antybiotyków i na razie nie musimy stawiać się tam codziennie. Jednak dopiero po jakimś miesiącu okaże się czy Luna nadal będzie mogła śmigać za dekielkami. Sucz zachowuje się, jakby nigdy nic się nie stało, nawet nie kuleje, ale i tak bardzo mnie to martwi. Nie muszę chyba pisać, że wypadek ten bardzo pokrzyżował nam plany dalszej sportowej kariery. No cóż, takie rzeczy się zdarzają...
W weekend poprzedzający ten feralny poniedziałek byłam natomiast obserwatorem na seminarium obedience z Patrycją Kowalczyk! Świetnie się tam bawiłam, mimo tego, że pogoda wybitnie nie dopisała i wszyscy zamarzaliśmy! Sobotnia aura tak dała mi w kość, że następnego dnia ubrałam się znacznie cieplej i najczęściej jak to było możliwe, chodziłam na spacery ze znajomymi uczestnikami, by się rozgrzać.Bieganie jeszcze nigdy w życiu nie było dla mnie tak satysfakcjonujące- jakoś można było te 8 godzin na mrozie przetrwać :D (w niedzielę padał śnieg, deszcz i grad^^) Muszę się też pochwalić, że byłam JEDYNYM obserwatorem, który w oba dni wytrwał do końca semi! :D Większość osób nie biorących czynnie udziału w zajęciach zwijała się w okolicy połowy ich trwania ;). Cieszę się bardzo, że mogłam podpatrzeć pracę z psami zwracającymi większą uwagę na pobratymców, niż na przewodnika i niekoniecznie mających wobec nich miłe zamiary...
W seminarium uczestniczyli także zawodowi behawioryści i szkoleniowcy. Myślę, że świadczy to jak najlepiej o profesjonalizmie, wiedzy i umiejętnościach Patrycji. Na następne takie zajęcia na pewno wybiorę się z Luną ;)
Patrycja i jej suczka Zoe są niekwestionowanymi mistrzyniami sztuczek, wszystkim, którzy jeszcze nie widzieli, polecam ich wspaniały filmik robiący obecnie furorę na całym świecie ;D
Kolejna i ostatnia już w tym poście wiadomość jest taka, że Natalia Karpińska wygrała lutową edycję konkursu fotograficznego organizowanego przez Petografię zdjęciem, na którym Luna i ja byłyśmy modelkami- http://www.psfz.pl/2013/03/13/zwyciezcy-petografia-2013-edycja-lutowa/
Gratulujemy zwycięstwa! :D
PS.: Zdjęcia na seminarium wykonywała m. in. Natalia Karpińska i Zuzanna Musialik.
Fot.: Marzena Sieradzka |
W weekend poprzedzający ten feralny poniedziałek byłam natomiast obserwatorem na seminarium obedience z Patrycją Kowalczyk! Świetnie się tam bawiłam, mimo tego, że pogoda wybitnie nie dopisała i wszyscy zamarzaliśmy! Sobotnia aura tak dała mi w kość, że następnego dnia ubrałam się znacznie cieplej i najczęściej jak to było możliwe, chodziłam na spacery ze znajomymi uczestnikami, by się rozgrzać.Bieganie jeszcze nigdy w życiu nie było dla mnie tak satysfakcjonujące- jakoś można było te 8 godzin na mrozie przetrwać :D (w niedzielę padał śnieg, deszcz i grad^^) Muszę się też pochwalić, że byłam JEDYNYM obserwatorem, który w oba dni wytrwał do końca semi! :D Większość osób nie biorących czynnie udziału w zajęciach zwijała się w okolicy połowy ich trwania ;). Cieszę się bardzo, że mogłam podpatrzeć pracę z psami zwracającymi większą uwagę na pobratymców, niż na przewodnika i niekoniecznie mających wobec nich miłe zamiary...
W seminarium uczestniczyli także zawodowi behawioryści i szkoleniowcy. Myślę, że świadczy to jak najlepiej o profesjonalizmie, wiedzy i umiejętnościach Patrycji. Na następne takie zajęcia na pewno wybiorę się z Luną ;)
Patrycja i jej suczka Zoe są niekwestionowanymi mistrzyniami sztuczek, wszystkim, którzy jeszcze nie widzieli, polecam ich wspaniały filmik robiący obecnie furorę na całym świecie ;D
Kolejna i ostatnia już w tym poście wiadomość jest taka, że Natalia Karpińska wygrała lutową edycję konkursu fotograficznego organizowanego przez Petografię zdjęciem, na którym Luna i ja byłyśmy modelkami- http://www.psfz.pl/2013/03/13/zwyciezcy-petografia-2013-edycja-lutowa/
Gratulujemy zwycięstwa! :D
PS.: Zdjęcia na seminarium wykonywała m. in. Natalia Karpińska i Zuzanna Musialik.
Subskrybuj:
Posty (Atom)