niedziela, 26 lipca 2015

DCDC Poznań 2015 i kolejny sukces!

Za nami kolejne zawody z serii Dog Chow Disc Cup, które tym razem odbyły się w Poznaniu, naszym mieście rodzinnym. Oczywisty więc był fakt, że bierzemy w nich udział. Niestety, czerwiec nie był dla nas łaskawy, jeśli chodzi o możliwości do treningów. Jak już pisałam, najpierw ja zachorowałam (co naprawdę rzadko mi się zdarza), potem Kendo jednego dnia zakulał z niewiadomego powodu (teraz podejrzewam, że coś sobie naciągnął) i miał tydzień przerwy. W sumie zostało nam ok. półtora tygodnia na przypomnienie sobie tego i owego oraz wprowadzenie jakichkolwiek zmian. Chciałam urozmaicić rzuty, ale z wyżej wymienionych powodów nie wyszło, dałam za to ambitniejszego overa, o!

Fot.: Martyna Rybak 
Zdziwiło mnie to, że ogólnie przed tymi zawodami, w przeciwieństwie do Wrocławia, aż tak się nie stresowałam, ale już przed samym startem poczułam nerwowe kłucie w brzuchu :D Gdy przyszła nasza kolej wyszliśmy na środek, usłyszałam naszą muzykę i ruszyliśmy! Pierwsze multiple niestety nie do końca wyszło, co do passingu mam mieszane uczucia- fajnie, że udało się go zrobić prawie na całym polu, nie na jego końcówce z mikro rzucikami, ale nie wiedzieć czemu Gacek trochę nie ogarnął i zamiast przebiec  pode mną przeskoczył przez moją nogę i nie złapał dysku :D kolejny upsidedown całkiem mnie zadowalał, ale niestety też nie został złapany, na szczęście zacny (w moim wykonaniu) overhand już tak! Niestety, z powodu rzadkich treningów przed zawodami do leg vaultów rzucam mu za nisko, na szczęście Pan Kropek za każdym razem ratował sytuację :) Wyszły overy, i cała reszta, z dookoła świata też jestem zadowolona. Po występie, jak to ja, miałam same najgorsze myśli. Uważałam, że nieogar przy passingu wyglądał jeszcze gorzej, niż w rzeczywistości, że swoimi rzutami do vaultów kompletnie je skopałam, że mamy więcej niezłapanych dysków, niż we Wro i ogólnie, o podium możemy zapomnieć. Po obejrzeniu filmiku stwierdziłam, że jednak nie było tak źle, a po zobaczeniu wyników po free bardzo miło się zdziwiłam! Znowu po pierwszej rundzie byliśmy pierwsi, znowu nieco ponad 35 punktów! :D



Fot.: Andrzej Podgórski
Przez resztę dnia siedziałam sobie spokojnie, oglądając inne występy i czekając na nasz Toss&Fetch, który spodziewałam się zepsuć (jak to ja). Już pod koniec tossowych występów Startersów zaczęło strasznie lać... Wszyscy rozpierzchli się do namiotów, mnie na szczęście przyjęła Olga od Bishiego i Renata od Yuriego (dziękuję jeszcze raz!), a zawody zostały przerwane. Czekaliśmy przez jakiś czas, a gdy trochę się rozjaśniło 3 ostatnie teamy ruszyły do walki (jako, że zajmowaliśmy póki co 1 miejsce, teraz występowaliśmy ostatni). Nadal niestety dość mocno padało, śliski dysk bardzo chciał za wcześnie wypadać z ręki, pierwszy rzut z powodzeniem zepsuł deszcz i stres, ale następne były dużo lepsze. Jeszcze nigdy nie byłam tak spokojna na tossie i jednocześnie tak z niego zadowolona! Bardzo dziękuję Agnieszce za rady podczas startu, które dotarły do mojego otumanionego stresem umysłu i przywróciły jego trzeźwość ("przecież umiesz rzucać!";>)!



Fot.: Martyna Rybak 

Ostatecznie 12,5 punktów, czyli o te 0,5 punktu lepiej niż we Wrocławiu (jest progres :D), dało nam pierwsze miejsce na 35 teamów! :DD Jestem ogromnie szczęśliwa i przepełnia mnie uwielbienia dla mojego psa! Najlepiej spędzony weekend, jak tylko się dało, wielu znajomych, kilku nowo poznanych, świetna atmosfera, genialne występy, od których nie można było oderwać oczu, ach!
A do tego, w związku z naszą wygraną w Startersach zrobiliśmy pokaz naszego freeestyle'u w niedzielę, przed top 10! Niestety, wzmógł się wtedy wiatr, który trochę nauprzykrzał nam życie, ale chyba nie było tak źle ;)

Występ niedzielny (dziękuję za filmik!):



Fot.: Andrzej Podgórski
A teraz czas na Dog Games w Sopocie, a tam... Cóż, tam na pewno freestyle'e będę robić w dwa dni ;> szkoda, że Gacek po Poznaniu znowu trochę zakulał i z tego powodu miał prawie 2 tygodnie przerwy. Piekielne upały dawały się we znaki, a co za tym idzie trochę sobie odpuściliśmy, trenowaliśmy bardzo rzadko, więc znowu nic lepszego ani nowego raczej nie wprowadzimy...

Fot.: Martyna Rybak 

A poza tym... Ostatnio znowu wygrzebałam wszystkie swoje oszczędności na 'magiczne' psie wdzianko- Back On Track (wersja Mesh Rug) :) Rozmiar dobierany na Lunę, bo seniorce po sportowym życiu się należy, ale na Kendo tez pasuje, więc piesy noszą na zmianę :) Więcej informacji o tej rehabilitacyjnej derce znajdziecie np. TU.


Do zobaczenia w Sopocie! :)

11 komentarzy:

  1. Uwielbiam wasze freestyle, mam nadzieję, że uda mi się dotrzeć na dg w Sopocie i zobaczyć wasz występ na żywo :D.

    OdpowiedzUsuń
  2. No to ponownie spotykamy się na zawodach, my również jedziemy do Sopotu i także bardzo mało ćwiczyliśmy a chce takie zmiany wprowadzić :P Gratulowałam Ci już w Poznaniu, ale jeszcze raz ogromne gratulacje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To do zobaczenia :) Dzięki jeszcze raz :D Wam też świetnie poszło!

      Usuń
  3. Chciałabym pojechać do Sopotu Was zobaczyć!
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. byłam, widziałam i stwierdzam, że było na co popatrzeć! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak pięknie poszło! :D A overhand faktycznie zacny i to bardzo - ja się chyba nigdy nie nauczę :P
    Gratki jeszcze raz i chyba już pora opuścić Startersy ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Gratulacje raz jeszcze! I widzimy się w Sopocie! ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mistrze Mistrze :). Wasz występ podobał mi się najbardziej i mam nadzieję, że jeszcze będę mieć taką okazję :D.

    OdpowiedzUsuń