piątek, 5 maja 2017

Kurz i pajęczyny

Ostatnio blog zarasta kurzem... chyba czas to zmienić ;)


Zacznijmy od początku- w tym roku wkroczyłam na kolejny etap swojej edukacji, zaczynając studia. Początek był dla nas obojga bardzo trudny- mimo, że Kendo jest przyzwyczajony do mojej nieobecności w ciągu dnia i nie problemu z lękiem separacyjnym, odczuł brak pańci przez całe dnie, a nie tylko w określonych godzinach. Miał mniej ruchu, choć jak zwykle starałam się dawać mu tyle swojego czasu, ile tylko mogłam, najczęściej po moim powrocie było już ciemno, dodatkowo jadąc na pokazy do Piły wyrwał sobie pazur wysiadając z pociągu, więc i tak nie mógł za dużo robić. Kiedy wychodziła z nim moja mama, początkowo rozglądał się, czasami widząc po ciemku podobną do mnie postać cieszył się, mając nadzieję, że to jego człowiek. Na szczęście już przyzwyczaił się do sytuacji i nie wygląda na smutnego :) Mieliśmy nawet okazję trochę poagilitować!






A potem ponownie nastały trochę trudniejsze czasy... Kendo w dni treningowe zaczął kuleć. Na początku bardzo nieznacznie, ledwo zauważalnie. Miał przerwę, ale po wznowieniu aktywności problem nawrócił. Zapadła decyzja- jedziemy do Wrocławia do dr. Bocheńskiej, chyba najbardziej znanej weterynarz zajmującej się psimi sportowcami (przynajmniej w Poznaniu). Diagnoza-nawala lewy bark, podejrzenie zapalenia pochewki ścięgna mięśnia dwugłowego ramienia, tendinopatia mięśnia nad, podgrzebieniowego. Gacusia czekało 6 tygodni chodzenia na smyczy i 5 zabiegów fali uderzeniowej. Na szczęście pacjent dzielnie to zniósł, a jego niedole osładzały smakowite gryzaki :) Według Pani Doktor to pourazowe, na treningu nic sobie nie zrobił- Kendo wykonuje wszystko bardzo bezpiecznie, ma nienaganną technikę skoku, perfekcyjnie ląduje, ja zawsze robię rozgrzewkę i cool-down, nic złego na moich oczach się nie wydarzyło- podejrzewa, że poślizgnął się na panelach tak, że łapka odjechała mu w bok :( Na szczęście na wizycie kontrolnej okazało się, że Gacusiowe ciałko jest już zdrowe i gotowe do wprowadzania aktywności :D


Bardzo dziękujemy naszej ulubionej Pani Doktor i polecamy wszystkim gabinet Gryf we Wrocławiu! Na pewno wybierzemy się tam jeszcze, oby tylko na posezonowy przegląd :)

Niedawno miało miejsce kolejne ważne dla mnie wydarzenie! 4 urodzinki mojego prywatnego termoforka, wymiatacza, eko odkurzacza wszystkiego co jadalne i poprawiacza humoru :) Zmobilizowałam się nawet do poczynienia filmiku :>



Tymczasem odliczamy dni do pierwszych seminariów i zawodów... Już niedługo będzie się działo!
Pozdrawiamy cieplutko :)

Dziękuję autorom zdjęć- Natalii Karpińskiej i Tomaszowi Mońko!!

niedziela, 28 sierpnia 2016

Seminarium flyball z Dariuszem Radomskim!

Jesteśmy po pierwszym w naszym życiu seminarium z flyballu. Było wspaniale :) Chyba się wciągnęliśmy! Kendo był w raju i spełniał się życiowo- sprinty, gonienie paniuni i duuużo szarpania, a na koniec do gry weszły piłki tenisowe! Psi raj :) jednocześnie bardzo się zmęczył, kiedy miał pracować pracował oczywiście bez zarzutu, dawał z siebie wszystko i czerpał z tego niebywałą radość, jednak już w autobusie padł, a po powrocie spał jak zabity, czemu wcale się nie dziwię. Jednak dwa dni treningów interwałowych dają w kość ;) Wejścia były krótkie, ale bardzo intensywne i częste. Z racji tego, że najczęściej bywam na seminariach frisbowych, jestem przyzwyczajona do tego, że psy mają z 2 wejścia dziennie, a przez większość czasu siedzą w klatkach, bo ich ludzie uskuteczniają rzuty. Nastawiałam się, że będzie dużo więcej teorii, tymczasem zaszliśmy z pracą z psami bardzo daleko! Było to dla nich dużo, ale wszystkie pięknie dały radę, zebrała się bardzo sympatyczna ekipa ze sporą różnorodnością rasową i nierasową :)



We flyballu bardzo podoba mi się to, że wymaga on jeszcze lepszej relacji pies-człowiek niż frisbee czy agility, a przynajmniej tak mi się wydaje. Jednak w większości psich sportów każdy team wychodzi na ring/tor osobno i biegnie oddzielony banerami, lub przynajmniej taśmą/odległością od pozostałych zawodników i widowni. Tutaj tuż obok naszego psa przebiega drugi, który biegnie niemal wprost na niego i mija go w bardzo małej odległości, a na torze obok pędzą zupełnie obce psy z przeciwnej drużyny. Sport ten wymaga więc doskonałego kontaktu, a treningi pomagają w przywołaniu codziennym i świetnie wpływają na relacje właściciela i psa.



Jestem też zachwycona wiedzą i doświadczeniem Dariusza, mój mózg miał do przetworzenia ogromną dawkę nowych informacji! Poznaliśmy sposób na nauczenie psów puszczania zabawki bez komendy i wiele pomocnych tricków motywacyjnych oraz wpływających na pracę psa z człowiekiem, a nie smaczkiem/zabawką ;)


Najpierw ćwiczyliśmy samo przywołanie, potem bieg przez przeszkody, obracanie się na boksie, aport piłki przez przeszkody, na początku z ziemi, potem z półeczki na boksie, a z Kendo doszliśmy już do etapu, w którym piłka była załadowana do boksu! Geniuszek paniuni <3






Jeśli chodzi o pogodę to cóż... może marudzę, ale w sobotę było za gorąco, duszno, psom takie warunki zdecydowanie nie odpowiadały, a ja zapomniałam posmarować się kremem z filtrem i troszkę się spaliłam :D za to w niedzielę prawie cały czas padało, było zimno i pochmurno... Dopiero jak skończyliśmy rozpogodziło się na dobre i wyszło słońce :)) Na szczęście mieliśmy namioty, pod którymi mogliśmy się schować, ale wszechobecna wilgoć i tak dawała się we znaki. Przynajmniej Kendo nie narzekał, jemu jesienna aura wcale nie przeszkadza, wręcz znosi ją dużo lepiej niż upały :D



Nam obu flyball bardzo się spodobał, jednak musiałam podjąć bardzo trudną decyzję i zrezygnować z jego trenowania, przynajmniej na jakiś czas. Niedługo rozpoczynam studia, nie wiem na razie jak będzie wyglądał mój plan zajęć, moja sytuacja nie jest ustabilizowana ani trochę, a niestety sport ten wymaga ogromnego zaangażowania od wszystkich członków drużyny- przy dalszych etapach wtajemniczenia jeśli jedna osoba nie przyjdzie na trening reszta może jechać do domu, a z kupnem przeszkód i zawodami wiążą się ogromne koszty. I wolę zrezygnować teraz, niż próbować jakoś godzić regularne, cotygodniowe treningi ze studiami i skapitulować, kiedy będziemy już członkami drużyny, powodując zamieszanie. Może jeśli moja sytuacja trochę się ustabilizuje wrócimy do tego, ale póki co pozostają frisbiaczki!

Dziękuję autorom za zdjęcia!

wtorek, 16 sierpnia 2016

Co u nas słychać?

Ostatnio dłuuugo siedziałam cicho. Najpierw przytłaczała mnie szkoła i matura (która wcale nie była taka straszna, jak się wydawało!), potem atmosfera panująca w psim środowisku. Ocenianie ludzi po tym, jakiej rasy/typu psa posiadają, wchodzenie z buciorami do czyjegoś życia, czasami chyba wynajdywanie problemów na siłę :P wszystko to zniechęca do udzielania się.

Ale żeby nie marudzić tyle, żyje nam się dobrze, ostro trenujemy i wakacjujemy się :) Ostatnimi czasy braliśmy udział w psim kursie fitness z naszą niezastąpioną hodowczynią :D Kendo mógł się wykazać i był istnym prymusem! Wałkowaliśmy dalej podstawowe komendy wykorzystywane w psim fitnessie, czyli 'łapki' (na wejście na przedmiot tylko przednimi kończynami), 'wejdź' (na wejście całym ciałkiem na przedmiot) oraz 'up', czyli na zarzucenie dupki na podwyższenie :) muszę przyznać, że choć Kendo zna je wszystkie i wielokrotnie je ćwiczył, nadal zdarza się, że mu się mylą (najczęściej kiedy proszę go o położenie na czymś przodu ładuje się cały, bo to przecież zbyt banalne zadanie dla takiego geniusza :P) Przy okazji zaczęliśmy ćwiczyć strefki, dalej męczyliśmy przód staniem na przednich łapach, poza tym Dziubek poznał cavaletti, odbywał spacery po różnorodnym fitnessowym sprzęcie i pokazywał swój talent agilitowy podczas ćwiczeń technicznych tego sportu, które wykonywał bez problemu. Chyba chciał mi pokazać, że musimy częściej wybierać się na hopeczki! Cieszę się, że jeszcze jedne zajęcia z cyklu przed nami i mam cichą nadzieję, że będzie kolejna edycja.

A ponieważ jednego dnia pogoda mocno dała nam się we znaki (po przybyciu na plac zastaliśmy poprzewracane po burzach przeszkody, a cały dzień siąpił deszcz), spędziliśmy przemiłe przedpołudnie na herbatce, w towarzystwie wełniaczowej rodzinki obecnej na kursie :)


Kolejnym psim akcentem był obóz Frisbee Masters w Annówce, czyli 5 dni rzucania dekli pod okiem Lucki Schonovej i Veroniki Urbaskovej! Chyba nie muszę mówić, jak wspaniale jest spędzić czas wśród pozytywnie zakręconych psiarzy? Zebrała się świetna ekipa, nie było ani dnia bez śmiechów i zacieszania :D Bardzo kompetentne, cierpliwe i zaangażowane prowadzące wieeele mnie nauczyły i zmotywowały. To pierwsze seminarium frisbowe, z  którego sporządziłam notatki, tak dużo było nowości! Większość rzutów poznałam na pierwszej edycji mastersów, ale dobrze było je sobie przypomnieć i spisać, żeby tym razem nie umknęły w czeluściach mojej zawodnej pamięci :P jednak przede wszystkim zmieniliśmy/poprawiliśmy prawie wszystkie sekwencje, więc czeka nas teraz duuużo pracy! Tym bardziej, że Vercia namówiła mnie, żebym zapisała się na mistrzostwa Europy i tak też zrobiłam 8)

W dodatku z obozu mamy cudowne zdjęcia, którymi wciąż się napawam! Agata, dzięki jeszcze raz!!!



Obozowy challenge :D 

Moje ulubione <3

A po pięciu dniach dekli, annówkowego lasu i gościnnej atmosfery wróciliśmy, przepakowaliśmy się i ruszyliśmy w góry! Spędziliśmy niezapomniany tydzień obcując z przyrodą, przemierzając szlaki i napawając się zapierającymi dech w piersi widokami. Kendo był zachwycony :) Nocowaliśmy w Gościńcu Leśniczówka, który ktoś kiedyś polecał na Dogomanii, teraz polecamy i my! Drewniane podłogi, kominek w holu przy którym można się wygrzać, a co najważniejsze- psy są tam mile widziane :) oczywiście pamiętajmy, żeby ogarniać swoje zwierzaki i panować nad nimi!
Oczarowały nas Izery i małe schroniska, w których panowała domowa atmosfera, każdy każdego znał i dzielił się doświadczeniami. Za oknem padał deszcz, buty i kurtki podróżników suszyły się przy wielkim kominku, a w małej kuchni pichciły się ciepłe potrawy. Oczywiście te najbardziej znane schroniska, na które tłumnie walą turyści podjeżdżając na sam szczyt wyciągiem już zatraciły swój urok, dlatego zachęcam do odwiedzania także tych mniej znanych, szczególnie podczas niepogody jest tam zacisznie i przytulnie!

Czaka nas teraz pierwsze w naszym życiu seminarium z flyballu- kto chciałby spróbować zapraszam, są wolne jeszcze 3 miejsca dla uczestników z psami!! https://pl-pl.facebook.com/events/1816379978581710/

Luneczka tym czasem wypoczywa na działce wyprawiając z Songo dzikie harce, odbywa długie spacery na łonie przyrody, a także agilitkuje! Wróciła na starość do swojej pierwszej miłości :D

Zdjęcia ilustrujące powyższe wydarzenia dodaję na bieżąco na mój Instagram :)

Z wakacyjnych gacusiowych treningów odbywanych razem z Natalią, Vento i Codym poczyniłam nawet filmik, zapraszam do obejrzenia :>



Pozdrawiamy!

sobota, 20 lutego 2016

STWORZYĆ TEAM

Zapewne większość początkujących zawodników zadaje sobie pytanie, jak osiągnąć sukces ze swoim psem. Jak go prowadzić, co robić, by wymiatać (oczywiście oprócz regularnego trenowania, z tego chyba każdy zdaje sobie sprawę ;)), jakie są tajniki. Bardzo często podobne pytania padają w wywiadach ze znanymi zawodnikami z całego świata, którzy mają na koncie puchary zdobyte na prestiżowych zawodach. Ja może nie mam wybitnych osiągnięć, posiadam za to swoje przemyślenia na ten temat. :)



Oczywiście, każdy ma inny 'klucz do sukcesu', każdy pies i przewodnik są indywidualnościami, mogą mieć problemy z czym innym, trenować najróżniejsze dyscypliny. Jednak według mnie jest coś uniwersalnego, co zapewni nam szczęśliwy żywot z czworonożnym partnerem w sporcie i zapewne przyczyni się do lepszych osiągów. Jak sam tytuł notki wskazuje, kwestią tą jest stworzenie ze swoim psem teamu, prawdziwego zespołu, opartego na zaufaniu i więzi. Może się to wydawać oczywiste, ale zaskakujące jest, jak często ludzie traktują swoje psy jak maszynki do wygrywania. 


Chyba we wszystkich psich sportach musimy patrzeć na zespół pies-człowiek jako na całość. I właśnie za to- między innymi- tak ukochałam frisbee, że tu nie trzeba być doskonałym we wszystkim- tylko pokazać najlepsze strony siebie i swojego psa. Zobaczyć, w czym nasz pupil jest dobry i prezentować takie tricki, które najlepiej pokazują jego zalety. Możemy nauczyć się tylko tych rzutów, które najbardziej nam się podobają i najlepiej nam wychodzą, stworzyć własny układ, swój niepowtarzalny styl. W pozostałych dyscyplinach nie ma już takiej dowolności, ale i tak chcąc zajmować wysokie pozycje musimy zgrać się ze swoim psem, np. w agility ucząc się toru na pamięć wyobrazić sobie, jak porusza się nasz pies i ułożyć drogę między kolejnymi przeszkodami, która najbardziej mu odpowiada. Kolejność pokonania przeszkód na torze jest taka sama dla wszystkich, ale to, jaki wariant pokonania tej trasy wybierzemy, to już nasza indywidualna sprawa- to my decydujemy, jaką zmianę strony zrobimy, czy w którą stronę każemy psu skręcić na danej stacjonacie, by miał taki, a nie inny nabieg na następną przeszkodę. W obedience, czy podczas nauki sztuczek często jesteśmy zmuszeni uczyć naszego psa konkretnego zachowania zupełnie innym sposobem, niż robi to nasza koleżanka, bo nasz pupil widzi świat inaczej, niż jej, ma inne predyspozycje, preferuje inne nagrody (oczywiście warto nauczyć psa, by równie chętnie brał z naszych rąk smaczki, jak i bawił się zabawkami, ale nie zawsze tak jest).


Ale mówiąc, że trzeba stworzyć team, nie mam na myśli tylko zawodów. A wręcz przeciwnie. Może znów niektórym wyda się to oczywiście, ale widać, że nie dla wszystkich takie jest- trzeba stworzyć zespół w życiu codziennym, nauczyć się czytać swojego psa, poznać, jakie sytuacje są dla niego komfortowe, a jakie nie i szanować jego upodobania (oczywiście warto nad psem pracować, ale jeśli- na przykład- jakiś czworonóg nie lubi małych dzieci- jak Kendo ;)- możemy go do nich przyzwyczajać, dbając o dobre skojarzenia, ale nie możemy zmuszać go na siłę do kochania ludzkich larw i oczekiwać, że będzie znosił ujeżdżanie i ciągnięcie za uszy ze stoickim spokojem). A przede wszystkim- trzeba czasem zapomnieć o tych wszystkich zawodach, pucharach, sławie, lajkach na fejsbuku- i po prostu cieszyć się z życia ze swoim psem. Z każdej chwili spędzonej razem, z wyprawy nad jezioro, z wieczornego wylegiwania się na kanapie przed telewizorem, z każdego złapanego frisbee, z każdej nowej i starej sztuczki, z każdej pokonanej stacjonaty... I być może dla wielu to oczywiste, ale są też tacy, którzy poza zawodami świata nie widzą. I zastanawiam się, jaką czerpią z psich sportów przyjemność, skoro nie jest to dla  nich zabawa, tylko ciągła rywalizacja. A co dopiero, jeśli pies okazałby się chory do tego stopnia, że nie mógłby ostro trenować i startować w zawodach? Jeśli nie lubimy samego, codziennego i prozaicznego ŻYCIA Z PSEM, zwykłego spaceru, co wtedy? Każdy pies może nabawić się poważnej kontuzji, a wbrew pozorom, moje psy, jak i psy znajomych tych najpoważniejszych nabawiały się nie na treningach, ale na zwykłych spacerach, w wyniku przecięcia przez szkło. I może się to zdarzyć wszędzie- na osiedlowym, pozornie pięknym i czystym trawniku, na polach, nad jeziorem, rzeką... Te miejsca to przykłady z życia wzięte. A jeszcze bardziej przerażające jest to, że niektóre osoby już biorąc szczeniaka nastawiają się, że będzie niekwestionowanym mistrzem. Przecież ma rodziców z tyloma pucharami, na pewno będzie skakał pod niebo i wymiatał! Niestety, ale po pierwsze- pies po skaczących rodzicach wcale nie musi także latać pod niebo, a puchary rodzicieli są efektem ciężkiej, wieloletniej pracy ze swoimi właścicielami, bo predyspozycje to jedno, a praca nad psem i wydobycie jego najlepszych cech to drugie. Poza tym są czworonogi które skaczą, lecz z dyskami mijają się w powietrzu i takie, które trzymają się ziemi, ale złapią każdego 'naleśnika' ;) A po drugie... genetyka jest nieprzewidywalna, na niektóre choroby nie ma badań genetycznych i czasami choćby hodowca stanął na rzęsach nie przewidzi wszystkiego i nie zapewni nam, że pies w 100% będzie zdrowy. Co wcale nie znaczy, że nie trzeba starannie wybierać hodowli, bo oczywiście kupno psa od odpowiedzialnych hodowców znacznie zmniejsza ryzyko choroby u szczeniaka. Jednak nadal trzeba mieć na uwadze, że pies to żywy organizm i nie da się wszystkiego przewidzieć.

Kendo i chwilowy brak mózgu :P
I oczywiście nie ma się co oszukiwać, sport i zawody to rywalizacja, każdy ma swoje cele, ambicje. Ale nigdy nie powinny one być ważniejsze od psa i jego zabawy. Dlaczego stworzenie teamu jest tak ważne? Bo jeśli to zrobisz, pewnego dnia zauważysz, że nadchodzące zawody i puchary nic dla Ciebie nie znaczą, bo widok merdającego ogona Twojego psa jest o wiele cenniejszy, niż kolekcja złomu do odkurzania na półkach. I tego wszystkim życzę :)

niedziela, 17 stycznia 2016

Seminarium z dr Anetą Bocheńską :)

Właśnie nadeszły ferie, jest chwila, żeby coś naskrobać :) aż wstyd, że od poprzedniego posta minęło tyle czasu, ale klasa maturalna nie daje żyć... :p
Na szczęście Kendo dalej pokazuje mi jaki jest grzeczny i kochany kiedy się uczę. Gdy tylko pogoda pozwala znajdujemy czas na frisbee i dłuższe spacery, korzystamy też z uroków zimy. A ponieważ lód na trawnikach nie sprzyja wygibasom na dworze wzięliśmy się za klikanie i fitness :)

Matki się nie wyprze... :> http://wenabc.blox.pl/2009/12/Snieg-snieg.html

Ambitne rzucanie i jednoczesne robienie zdjęć!



W temacie fitnessu i treningów- mieliśmy okazję szczęśliwie uczestniczyć w seminarium prowadzonym przez dr Anetę Bocheńską dotyczącym psich sportowców, ich anatomii, kontuzji i powrotu do sprawności, rozgrzewki, stretchingu, rozwoju szczeniaka, planowaniu treningów, przygotowaniu do sezonu, utrzymaniu kondycji i wielu innych ważnych aspektów! Z semi jestem w 100% zadowolona, ostatnio odkryłam swoje powołanie życiowe, jakim jest zoofizjoterapia :) jestem jednocześnie lekko podłamana, gdyż niestety raczej nie dane mi będzie studiować tego kierunku w najbliższym czasie. Tak czy inaczej, ostatnio mocniej zgłębiałam ten temat, oczywiście oglądałam mnóstwo mądrych (bardziej lub mniej, bo trafiłam tez na 13-tygodniowego szczeniaczka wchodzącego na 'piramidę' z coraz większych piłek-orzeszków...) filmików dotyczących psiego fitnessu i fizjoterapii. Przy okazji w mojej głowie narodziło się pełno pytań i wątpliwości, bo im więcej wiesz, tym mniej wiesz...




Gdyby ktoś miał okazję zapisać się na warsztaty z Anetą, bardzo polecam! Niesamowite, że zwykłe, banalne wręcz sztuczki (tak, takie jak podawanie łapy, siady i warowania!) można uczynić świetnymi ćwiczeniami! Kokszenie na piłkach jednak nie jest dla każdego i nie zawsze, a bez nich też można przedsięwziąć solidny trening wzmacniający wybrane partie mięśniowe.
Jak się okazuje, nawet z przeciągania się z psem zabawką da się zrobić wspaniałe ćwiczenie, jak i popełnić przy tym wiele błędów. Przy tym wszystkim Aneta przekonuje jeszcze dobitniej, jak ważny dla psich sportowców jest odpoczynek i czas na regenerację organizmu.

Seminarium było w dużej mierze teoretyczne, jednak nastała też część praktyczna, na której uczestnicy mogli przetestować nabytą wiedzę na kilku wybranych wcześniej demodogach. Szczęśliwie jednym z psów pokazowych był Kendo :D Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy o jego budowie, on sam był przez wielu wymacany, wymiziany, wygłaskany i bardzo dzielny! Jest małym pakerkiem, ale musimy nadal popracować nad przodem i masować łydeczki :>


Jestem ogromnie szczęśliwa i zainspirowana, nie liczę nawet ile stron notatek poczyniłam :D moje przemyślenia przedseminariowe zostały potwierdzone, wcześniej lekko zarysowany plan treningowy został sprecyzowany, ogólnie tak jak chciałam- bierzemy się za rozwój i rozbudowę mięśni, niekoniecznie na piłkach :) i tak jak dotąd dużo swobodnych spacerków. Jeszcze raz gorąco polecam warsztaty z Anetą wszystkim, których psy prowadzą sportowe życie!

Autor bałwanka nieznany, ale zastanawiają mnie psie ciastka jaklo guziki :)))


piątek, 4 września 2015

Sopot! :)

W tym roku sporą część wakacji spędziliśmy nad morzem, w małej, zatłoczonej miejscowości, godzinę jazdy od Sopotu. Lokalizacja naszego pobytu była oczywiście nieprzypadkowa, ponieważ jak co roku odbywały się tam zawody frisbee! Lecz po raz pierwszy nie były to zmagania z serii Dog Chow Disc Cup, a Dog Games, które obfitowały w inne, ciekawe konkurencje, takie jak Agi Races czy Speed Way :)



Tym razem pierwszy raz startowałam w kategorii Super Open czyli dla zaawansowanych :D na początku stres był, i to całkiem duży, ale stwierdziłam, że skoro i tak nie mam szans na podium potraktuję to jako czystą zabawę, co trochę mi pomogło ;D Oba freestyle zadowalające, cosik ulepszyłam, ale większośc pozostała niezmieniona. Niestety, przez problemy z komputerem (Windows 10 i wszystko jasne) nie mogę wciąż zamieścić drugiego freestyle'u, ale dzięki uprzejmości Dariusza Radomskiego mamy nagrany pierwszy :)



Największą zagadką był dla mnie rzut na początku, 'backhand z otoczką', który na treningach tuż przed startem nie wychodził kompletnie, już chciałam z niego zrezygnować, ale zaryzykowałam i podczas obu występów się udał :D Po pierwszym free małe zaskoczenie, bo byliśmy na 9 miejscu na 19 teamów :D mega radość, bo Top 10, ale przeczuwałam, że tossem to skopię i nie myliłam się ;)


Drugi dzień zmagań rozpoczął się właśnie naszym "ukochanym" tossem :') W niemałym pośpiechu dotarlismy na miejsce, na całe szczęście zawody rozpocząły się jednak trochę później, niż planowano, więc mogłam się trochę rozgrzać i z trzęsącymi się rękami iść na pole. Jak zwykle otrzymaliśmy wsparcie od niezawodnej włócznikowej rodziny pod postacią Pauli i Agnieszki, co pozwoliło mi się ogarnąć i rzucić... lepiej i dalej niż na treningach do tej pory :D aż sama się zdziwiłam, lekko zbity z tropu był też Kendo, który trzech pierwszych rzutów niestety nie złapał ;D Kolejny złapany, następny za bardzo w prawo, przez co Gacek zobaczył go dopiero po spadnięciu na ziemię... Coś tam wyciapaliśmy i wróciliśmy z 8 punktami (o 4,5 gorzej niż w statertersach, lol), zajmując 17 miejsce. Po południu kolejny freestyle, zrobiło się już bardzo gorąco, ale uzbrojeni w dyski i pazuroodporną kamizelkę ruszyliśmy na pole :) drugi free, który kiedyś na pewno zamieszczę (komputerze, żyj! :P) był porównywalny, choć może i nieco lepszy- tym razem dla odmiany nie wyszły vaulty (ciągle rzucam za nisko i mój biedny pies musi to ratować :P), za to overy na końcu pięknie :) Po freestyle'u tym wskoczyliśmy na 13 miejsce :D



Atmosfera jak zwykle niesamowita, do tego pole startowe przy plaży, pierwsz kąpiel w morzu w tym roku i bardzo wysoki poziom zawodów- było na co popatrzeć! Po zawodach zostaliśmy przez następne dwa tygodnie na wybrzeżu, konkretnie w Dębkach (mały research na forach gdzie pojechać nad morze z psem), siedząc na plaży, kąpiąc się w urokliwym, małym jeziorku z wysepką, które odkryliśmy przypadkiem, objadając się goframi i lodami oraz ogólnie odpoczywając i trochę zwiedzając:) Kendo był oczywiście przeszczęśliwy widząc tyle piasku i wody naraz!  Mamy też piękne materiały na wakacyjny filmik, ale komp postanowił strajkować, więc cóż... ;p
A za chwilę wyruszamy na finały do Warszawy, w charakterze obserwatorów tym razem.

wtorek, 28 lipca 2015

Kendo znów w reklamie

Tym razem będzie krótko, zwięźle i na temat-  na początku lipca Gacek wystąpił w reklamie :D Jest to już czwarty spot w naszej karierze ;) Reklama kręcona była na rynek Bułgarski i właśnie dziś ukazała się na YouTube. Oto efekty naszej ciężkiej pracy:



Na planie

Park Sołacki


Dla zainteresowanych, którzy nie widzieli poprzednich ról Gacusia (jeden spot nie został udostępniony w internecie): KLIK, KLIK.

Pozdrawiamy!